Katarzyna
- nie lubiła zdrobnień ani zmiękczeń - nigdy nie mogła się z tą moją
częścią osobowości dogadać. i nie mogła bez niej żyć. w dzień kłóciła
się ze mną o niego, a raczej z nim o mnie, by w nocy wołać, ba krzyczeć,
by tylko ją porwał i niósł wysoko w ramionach. czułem się wtedy jak
przekaźnik w jakimś seansie spirytystycznym, ale nie przerywałem ruchu
bioder. stosunek przerywany nigdy nikomu nie służył, a mi tym bardziej. i
pewnego dnia wszystko ustało. zmienił się kierunek wiatru, zaszło
słońce, spadł deszcz, a w mieszkaniu została pusta komoda. zostawiła
list, a ja nie starałem się jej gonić, czy szukać wytłumaczenia lub
spowiedzi. może nie była po prostu moją Wendy...
a teraz
patrzę na tą kartkę i wiem, że nie oprę się i nie mam sił by tego nie
zrobić. i że za 4 dni pojawię się na tym parkingu. i nie wiem czy Ty,
czy ja, wsiądziemy do jednego z naszych aut i pojedziemy przed siebie,
by zatrzymać się gdzieś w tamtym lesie, czy na tamtej górze, z której
widać całe województwo, i będziemy się rżnąć na tylnym siedzeniu. i znów
będziesz go wołać do gwiazd. a on może nadleci i może wreszcie pokaże
Ci środkowy palec.
1/12/2013
za szybą świeci słońce. według znawców tematu wiosna ma się zadomowić
już na dobre, a nawet wysyłać już delikatne zaproszenia do lata. lato
zaś ma przyjść szybko i boleśnie. słyszę jak u sąsiada za ścianą leje
się woda z kranu. zbliża się pora obiadu lub już czas umyć naczynia.
przez uchylone okno wlewa się wrzask z podwórza. na placu zabaw przy
rozśpiewanym przedszkolu w najlepsze trwa przerwa. zjeżdżalnia aż dudni
od nieustannego ślizgu. odblaski gładkiej i wyszlifowanej blachy
układają się w litery alfabetu Morsa. słońce też chce mieć coś do
powiedzenia. piętro niżej ktoś pali papierosa. dym snuje się do góry,
zahaczając o mój pokój. olbrzymi żuraw obraca się w coraz to inne
strony, przekładając materiały jak klocki lego. siedzę na łóżku i
obserwuję widok zza okna, bezmyślnie przewracając w rękach niedużą
sztywną kartkę. dostałem ją wczoraj, dwa dni przed Świętami, cztery dni
przed tym wieczorem. była w śnieżnobiałej kopercie, na której był tylko
adres mojego nowego mieszkania i moje imię. już dawno nie miałem żadnego
znaku czy informacji od Katarzyny. wiem, że mieszka wciąż tutaj, ale
nie widzieliśmy się od roku. raz minęliśmy się na ulicy, na dwóch jej
różnych stronach. przystanęliśmy i bez emocji spojrzeliśmy na siebie, i
każde z nas dalej poszło w swoją stronę. a teraz patrzę na tą kartkę i
zastanawiam się 'dlaczego?'. jest na niej tylko jedno zdanie i zapach,
który ma upewnić mnie co do tożsamości nadawcy. 'jak tam twój piotruś pan?'.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
napisałbyś coś świeżego.
OdpowiedzUsuńnapiszę. na razie uzupełniam
Usuńmogę wdać się w polemikę na ten temat?
OdpowiedzUsuńzawsze - jak zawsze.
OdpowiedzUsuńchyba już nie pamiętam, co chciałam powiedzieć.
Usuń